Większość ludzi na Zachodzie zapytanych o przyszłość planety jest niemal pewna, że dzień zagłady nadejdzie nie wraz z Jezusem, ale wraz ze zmianami klimatycznymi, które stopią pokrywy lodowe na naszej planecie i podniosą poziom mórz, które z kolei pochłoną całą cywilizację.
Jeśli jednak jakimś cudem ludziom uda się odwrócić proces degradacji planety, drugim najczęściej wymienianym powodem jest zagłada ludzkości przez zabójczy superkomputer wyposażony w sztuczną inteligencję. O ile dożyjemy tych czasów - po drodze może nas jeszcze zniszczyć wojna nuklearna, inwacja obcych, albo kolejna globalna pandemia.
Oczywiście tak naprawdę nie wiemy, czy któraś z wymienionych wyżej katastrof kiedykolwiek nadejdzie. Nie jesteśmy ani o krok bliżej przewidzenia daty końca świata niż pierwsi chrześcijanie w czasach, w których pisali apokaliptyczną księgę Objawienia.
Jeśli weźmiemy jednak pod uwagę przewidywania naukowców, oceny ekspertów, a nawet prognozy superkomputerów, nasza przyszłość wygląda dość marnie - jej koniec wieszczą wszystkie źródła, które można uznać za naukowe autorytety. Zdecydowana większość przewidywań dotyczących przyszłości ma jeden wspólny, powtarzający się wniosek: ludzkość nie może nic zmienić, a cywilizacja zniknie z dnia na dzień w każdej chwili. Ot, choćby jutro.
Można by pomyśleć, że usunięcie religii ze społeczeństwa powstrzymałoby nas od martwienia się o katastrofę, która zniszczy nasz gatunek. Podobne pomysły pojawiają się w kontekście śmierci - zamiast ją uświęcać i nadawać jej sens, bez religii mogłaby ona być traktowana jako choroba, którą należy leczyć (więcej na ten temat pisaliśmy w materiale: "Czy śmierć niedługo będzie tylko uleczalną chorobą?").
Ale współczesne, świeckie społeczeństwo jest tak samo rozdarte lękiem przed końcem świata jak społeczeństwa religijne, w których żyli nasi przodkowie. Z tą różnicą, że religię zastąpiła nauka. Nauka, która oferuje cały zestaw możliwych scenariuszy zagłady - przy nich wszystkich Apokalipsa św. Jana brzmi jak wierszyk dla dzieci.
I nie zamierzamy otrząsnąć się z tego lęku, ponieważ żyjemy w erze niepokoju. W czasach, w których ludzie obawiają się nadejścia końca świata w bardziej zróżnicowany sposób niż kiedykolwiek wcześniej w historii.
Clay Routledge, naukowiec, behawiorysta i autor ksiażki Supernatural: Death, Meaning, and the Power of the Invisible World, wysunął tezę, dlaczego mamy taką obsesję na punkcie "dni ostatnich". (Będziemy go cytować w tym materiale wielokrotnie). "Ludzie są wyjątkowym gatunkiem, ponieważ jesteśmy bardzo świadomi swojego istnienia, możemy w myślach podróżować w czasie, wyprzedzać czas i myśleć abstrakcyjnie" - tłumaczy.
"Z tą wielką mocą poznawczą wiąże się wielki niepokój. Podobnie jak inne organizmy, dążymy do przeżycia za wszelką cenę, a mimo to wiemy, że jesteśmy kruchymi i śmiertelnymi istotami, które żyją na świecie tylko czasowo" - dodaje.
Ciekawostką jest fakt, że słowo apokalipsa (gr. apokalypsis) nie zawsze oznaczało "koniec świata" - w przeszłości był to odpowiednik "objawienia" lub "odkrycia". Dopiero współczesne społeczeństwa utożsamiają zwrot ten z zagładą Ziemi lub całego wszechświata - w oparciu o wierzenia religijnych przodków.
Oczywiście jako ludzie doskonale wiemy, że wszystkie rzeczy umierają - szukanie więc jakiegoś sensu w egzystencji wydaje się być naturalne (choć osoby, które przeczytały poprzedni artykuł na temat śmierci, do którego link zamieściłem wyżej, mogą mieć już trochę inny pogląd na ten temat). W oparciu o aktualną wiedzę naukową można śmiało stwierdzić, że koniec wszystkiego jest z góry przewidziony już na początku - włączając w to nasze życie, życie wielkich cywilizacji, całego gatunku ludzkiego. Gatunku, który nawet jeśli przetrwa wszelkie możliwe kataklizmy w najbliższych dziesięcioleciach, i tak kiedyś bezpowrotnie zniknie. Choćby za około pięć miliardów lat, gdy słońce stanie się czerwonym olbrzymem, wszystkie oceany wyparują, a Ziemia stanie się niezdatną do zamieszkania łuską.
Nawet gdyby jakimś cudem hipotetycznie udało się uratować słońce, wszechświat również ma swój koniec. Za około 10 duotrigintillionów lat (sto zer po jedynce!) wszystkie gwiazdy wypalą się, a wszechobecne czarne dziury pozostawią po sobie pustą i wieczną... pustkę.
Oczywiście w tym kontekście rozsądne jest zrozumienie, że śmierć jest nieunikniona i że nic, co widzimy w naszym wszechświecie, nie pozostanie w takim stanie na zawsze. W umysłach ludzi z obsesją na punkcie końca świata pojawia się jednak coś innego - coś, co sprawia, że niejako "spodziewają się" nadejścia końca świata w każdej chwili. Nie za 100, nie za 1 000 i nie za milion lat - ich oczekiwania skupiają się na tym, że koniec świata nastąpi jeszcze za ich życia, najpewniej w perspektywie maksymalnie 10 lat.
"Apokaliptyczne lęki i fantazje, czy to wyraźnie religijne, czy rzekomo świeckie, są przynajmniej częściowo zakorzenione w egzystencjalnych obawach o sens życia” - wskazuje Clay Routledge.
"Niektóre apokaliptyczne wizje oferują drogę do nieśmiertelności. Niektórzy wręcz liczą na restart życia na Ziemi, aby ludzie zaczęli budowę lepszego świata dla przyszłych pokoleń. Inne wizje oferują ludziom bardziej osobistą nadzieję na bohaterstwo lub szansę na ucieczkę od tego, co często wydaje się bezsensownym lub niespełnionym życiem, poprzez powrót do podstaw przetrwania, rodziny i bliskiej społeczności. To, co łączy te różne idee, to poszukiwanie sensu, chęć bycia istotnym" - tłumaczy ekspert.
Wystarczy spojrzeć na ogromną liczbę współczesnych przepowiedni końca świata, aby zauważyć, że żyjemy w "złotym wieku niepokojów o koniec świata". W XVI wieku istniało 19 bardzo dobrze znanych i udokumentowanych proroctw, które wskazywały, że świat zniknie w XVII wieku.
Dziś skala takich proroctw i przepowiedni jest znacznie większa - tylko w 2019 r. zapowiedziano 20 końców świata. Jednym z proroków był Ronald Weinland z Kościoła Bożego, który podał nawet dokładną datę, a jego wierni rozpoczęli przygotowania. Ten sam mężczyzna przewidział już 3 końce świata - odpowiednio w 2011, 2012 oraz 2013 r.
Istnieje wiele grup religijnych, które alarmują, że "koniec jest bliski" czy, że "żyjemy w dniach ostatnich". Niektóre z nich zbudowały całą swoją wspólnotę na fantazjowaniu o tym, w jaki sposób nadejdzie ów koniec, armageddon, apokalipsa.
Na przykład niektóre wyznania chrześcijańskie nadal wierzą, że "zbawienie jest bliskie" i przygotowują się do przyłączenia do Jezusa, który zstąpi na Ziemię, aby pozabijać (!) wszystkich z wyjątkiem swoich wyznawców. Islam oferuje bardzo porównywalną wizję Ostatniej Godziny i Ostatecznego Sądu - jej idea jest taka sama.
Religijni ekstremiści szczególnie lubią proroctwa o tzw. "dniach ostatnich" lub "czasach ostatecznych". ISIS uważa, że "dni ostatnie" nastąpią, gdy bojownicy tzw. Państwa Islamskiego stoczą bitwę w syryjskim mieście Dabiq, o którym prorokował Mahomet. Inne odłamy tej religii sądzą, że "czasy ostateczne" nastąpią wtedy, gdy nastąpi "bitwa pomiędzy armiami Islamu i Rzymu" (nazwa "Rzym" oznacza chrześcijaństwo w słownictwie muzułmanów).
Obok tych tradycyjnych wizji o podstawie religijnej, pojawiają się również rozmaite teorie, na które natkniemy się w najbardziej dzikich zakątkach internetu. Wielu ludzi wierzy, że planeta zwana Nibiru uderzy w Ziemię w dowolnym momencie. Inni sądzą, że ukryty rząd światowy illuminatów chce zniszczyć większość ludzkości (z wyjątkiem wybrańców).
Są też dobrze poinformowani naukowcy, którzy ostrzegają przed apokaliptyczną przyszłością planety w wyniku zmian klimatycznych, rozwoju AI (sztucznej inteligencji) lub innych zagrożeń.
"Starsze idee religijne obejmowały to, co nadprzyrodzone, podczas gdy te nowoczesne świeckie idee w większości obejmują przyziemnie sfery” - informuje Clay Routledge.
"Biorąc to pod uwagę, są ludzie, którzy nie traktują siebie w kategoriach osób religijnych, ale ulegają ich wpływom. Obejmuje to np. antropomorfizację planety, nazywanie jej Matką Ziemią, która jest zła na destrukcyjne życie ludzi i zamierza ich ukarać za wyrządzanie wielkiej szkody naturze" - wskazuje ekspert, dodając, że "coraz częściej widzi podobieństwo w zachowaniu wyznawców opartych na zagładzie religii, a zachowaniu tzw. świeckiej, ateistycznej lewicy".
"To podobny rodzaj fatalizmu. Widziałem ludzi promujących antynatalizm (koncepcja, która zakłada, że nie należy się rozmnażać - przyp.red.), ponieważ wierzą, że świat jest zbyt okropnym miejscem i zostanie w najbliższej przyszłości zniszczony. To sprawia, że istnieją pewne fatalistyczne podobieństwa między skrajnymi grupami religijnych fundamentalistów a lewicowymi świeckimi fundamentalistami" - tłumaczy ekspert.
Wierząc lub nie, jest jedno pytanie, na które każdy chce znać odpowiedź na temat dnia zagłady - kiedy on nastanie? Aby pokazać, jak bardzo ludzie nie są co do tego pewni, zarejestrowane prognozy wahają się od 66 roku p.n.e. do wspomnianej powyżej ogromnej liczby 10 duotrigintillionów lat. Niezarejestrowane pewnie mogłyby datować jeszcze wcześniej.
Niektórzy psychologowie uważają, że obsesja ludzi na punkcie apokalipsy jest w rzeczywistości szkodliwa, ponieważ kiedy wymyślamy ekscytujące scenariusze zagłady, nie możemy skupić się na rzeczywistych zagrożeniach, przed którymi stoi ludzkość.
Istnieje również zjawisko zwane przez naukowców "apokalypse fatigue" ("zmęczenie apokalipsą" w wolnym tłumaczeniu). Ludzie, którzy jemu ulegają, mają dość niekończących się katastrofalnych przepowiedni - do tego stopnia, że przestają na nie zwracać uwagę. Jednym z aktualnych przykładów tego stanu jest choćby ignorancja dotycząca zmian klimatu.
"Myślę, że ludzie mają tendencję do martwienia się o nieadekwatny do rzeczywistości rodzaj egzystencjalnych zagrożeń” - ocenia Sander van der Linden, wykładowca psychologii społecznej na Uniwersytecie w Cambridge.
"Choćby terroryzm i zamachy terrorystyczne, które zdarzają się w ciągu życia statystycznie bardzo rzadko. Ponieważ jednak ich konsekwencje są widoczne natychmiast, dla ludzi automatycznie terroryzm staje się powodem do zamartwiania - większym od innych zagrożeń, które pociągają znacznie więcej ofiar, ale są rozłożone w czasie" - ocenia.
"Z drugiej strony wydaje się, że wiele osób często nie ma odpowiedniego poziomu obaw przed prawdziwymi zagrożeniami egzystencjalnymi, takimi jak zmiany klimatyczne, które, choć są powolne i często niezrozumiałe, zdecydowanie mają miejsce i mają duży wpływ na życie" - dodaje.
"Weźmy inny przykład: sztuczna inteligencja. Istnieją całe centra oparte na egzystencjalnych zagrożeniach, jakie proces automatyzacji i roboty mogą stanowić dla ludzkości. Podobne centra istnieją na temat zmian klimatycznych i wszelkie pojawiające się tam dane są uzasadnione i potwierdzone - mimo tego, klimat nie budzi takich obaw jak roboty" - wskazuje naukowiec.
Tego samego psychologa zapytano o to, dlaczego ludzie są tak bardzo podatni na obawy związane z końcem świata. "Ludzie widzą ryzyko w autonomicznych samochodach. Nikt nie chce elektrowni jądrowej obok swojego domu. To są takie rodzaje zagrożeń, które można zobaczyć, poczuć, doświadczyć. Być ich pewnym. Niestety, to szkodliwe, w jaki sposób ludzie mentalnie traktują swoje obawy i nadają im niepotrzebny priorytet. Patrzymy na zagrożenia, które są bardziej bezpośrednie i istotne dla naszego przetrwania w krótkim okresie życia, jak choćby te wpływające na nasze zdrowie" - tłumaczy.
I dodaje: "Po co przejmować się takim zagrożeniem, skoro i tak nie będziesz mógł żyć zbyt długo? Istnieje wiele dobrych powodów, dla których warto zmienić to nastawienie i skupić się na tym, co istotne w dalszej perspektywie - choćby dla swoich dzieci, ich samopoczucia i marzeń, a także kolejnych pokoleń. Zaczynamy tu jednak rozmawiać o trudnych filozoficznych i psychologicznych pytaniach naszych czasów, z którymi będziemy musieli się kiedyś zmierzyć".
Jak więc najlepiej odpowiedzieć na kolejne doniesienia o końcu świata?
Najbardziej prawdopodobne jest to, że będziemy musieli przyzwyczaić się do ich słuchania, ponieważ są one w zasadzie cechą ludzkiego społeczeństwa. Różni prorocy przepowiadali, że koniec świata nastąpi pod koniec 2020 r., w 2021 i 2026 r. - te trzy daty są obecnie najbardziej popularnymi wśród wielbicieli apokalipsy. Istnieje spora szansa, że doświadczymy każdej z nich - podobnie, jak udało nam się przetrwać koniec 5 126-letniego cyklu kalendarza Majów w dniu 21 grudnia 2012 r.
Powyższy materiał powstał w oparciu o serię naukową "The Future of Everything", w ramach której ludzie świata nauki publikują swoje rozważania w mediach takich jak Wall Street Journal , The Times czy Metro.
źródło: https://londynek.net/
Napisz komentarz
Komentarze