"Substancja", "Gdybym jej uwierzył", "Psychopata" i "Nie ufam już nikomu" - to całkiem imponujący dorobek młodej polskiej pisarki pochodzącej z Dębicy na Podkarpaciu, a obecnie mieszkającej w Wielkiej Brytanii - Klaudii Muniak. Z wykształcenia biotechnolog, w Londynie przez pięć lat zajmowała się naukowo nanotechnologią. W swoich książkach łączy wiedzę medyczną z tym, co lubi w powieściach najbardziej, czyli wywołującą dreszcz tajemnicą.
Pani Klaudio, jest nam bardzo miło, że niemal od początku Pani twórczości portal Londynek towarzyszy Pani i informuje o kolejnych książkach. Napięcie i atmosfera suspensu, jakie Pani nam w nich serwuje, połączone z naukowymi informacjami, jakie Pani nam przemyca jako biotechnolog z wykształcenia, to wyjątkowo pociągające połączenie dla bardziej wyrafinowanych czytelników. Pani fascynację ludzkim mózgiem i psychiką widać bardzo wyraźnie w książce "Psychopata", która weszła na rynek w marcu br. Czy ta fascynacja to efekt Pani pracy zawodowej?
Klaudia Muniak: - Po części tak. Moja praca zawodowa miała duży wpływ na kształt moich książek, pozwoliła mi wiarygodnie poruszyć temat badań naukowych i w takich realiach osadzić fabułę. Nie miałam jednak bezpośredniej styczności z badaniami nad mózgiem i psychiką człowieka. Mimo to ta fascynacja od dawna we mnie wzrastała i ciągle we mnie jest. Ludzki mózg jest szalenie pociągający, wielu twierdzi, że nasza dusza mieszka w sercu, natomiast ja uważam, że tkwi ona właśnie w mózgu. Głównie z tego względu tak bardzo interesuje mnie ten organ. Już mała zmiana w połączeniach nerwowych czy choćby stężenia związków chemicznych obecnych w strukturach mózgu może diametralnie wpływać na zachowanie człowieka, jego postrzeganie rzeczywistości i proces myślowy. To naprawdę niesamowite!
Bohaterkami Pani książek są młode, wykształcone kobiety (w "Substancji" była to studentka), które mają własne zdanie, są także odważne i ciekawe świata. Czy dużo mają z Pani charakteru i czy nazwałaby je Pani także feministkami? Jaki jest Pani stosunek do feminizmu?
- Na pewno mają ze mnie upór i samodyscyplinę. To właśnie dzięki tym cechom charakteru moje bohaterki mogą dążyć do wyznaczonych sobie celów i mierzyć wysoko - i to właśnie dzięki tym cechom sama osiągnęłam w życiu to, co udało mi się do tej pory osiągnąć.
Czy nazwałabym je feministkami? Nie wiem. Nie lubię tego określenia, bo przez różnych ludzi jest różnie postrzegane, często bywa też przerysowywane, a przez to zatraca się jego właściwa idea. Z definicji jak najbardziej utożsamiam się z równością płci i każdej kobiecie należy się pełne prawo do decydowania o samej sobie. Jednak nigdy ślepo w to nie brnę. Myślę, że kobieta i mężczyzna świetnie się uzupełniają i do tego zostali stworzeni – do wspólnego życia w wzajemnym szacunku i zrozumieniu.
Skąd Pani czerpie pomysły na kolejne książki? Czy wyznacza sobie Pani dyscyplinę w stylu: siadam rano do komputera i piszę do godziny 15:00? I czy pisarz w dzisiejszych czasach musi się cechować dyscypliną?
- Pomysły zwykle zupełnie nagle wpadają mi do głowy – są mgliste i usłane ogromem dziur. Najpierw łatam te luki researchem, poszukuję brakujących mi informacji teoretycznych i oceniam, czy kierunek jaki obrałam jest interesujący na tyle, aby powstała z tego książka. Dopiero potem "lecę" z fabułą, którą rozwijam w trakcie pisania książki. To, co ma zadziać się dalej w powieści, po prostu na bieżąco pojawia się w mojej głowie i przelewam to na papier.
Jeśli chodzi o dyscyplinę, cóż, myślę, że w pisaniu książek – niezależnie od czasów – dyscyplina to podstawa, tutaj nie ma sztywnych godzin pracy czy narzuconej z góry formuły, która trzyma w ryzach. Chętnie wyznaczyłabym sobie jakiś rytm dnia, obrała schemat, który porządkowałby mój dzień. Wiem, że takie rozwiązanie z pewnością sprawdziłoby się w moim przypadku, bo - jak już wspomniałam - mam w sobie sporo samodyscypliny.
Jednak w tym momencie to niemożliwe; mam "małego szefa" w domu, który w sposób niepodlegający negocjacjom rozdysponowuje mój czas (haha). Mój dwuletni synek pieczołowicie dba, abym nie miała za dużo czasu na pisanie, jest bardzo energicznym i ciekawym świata dzieckiem. Z tego względu mogę poświęcić się tworzeniu książek jedynie w ściśle określonych sytuacjach, jak na przykład gdy śpi albo gdy wytransportuje go z domu z mężem. I znów okazuje się, że samodyscyplina jest absolutnie niezbędna...
Obecna sytuacja na świecie, czyli szalejący śmiertelny wirus, to doskonały temat na niejeden thriller, szczególnie dla osoby z Pani wykształceniem i doświadczeniem zawodowym - czy myślała już Pani o tym? I jak Pani i Pani rodzina radzicie sobie w tych naprawdę dziwnych czasach?
- Myślałam. Powiem więcej: poświęciłam temu zagadnieniu trochę swojego czasu, jednak nie jestem przekonana czy wykorzystywanie tak newralgicznego tematu w powieści bądź co bądź sensacyjnej to w tym gorącym okresie dobry pomysł. Wszystko jest bardzo świeże, rozgrywa się tu i teraz, na naszych oczach. Niczego jednak nie wykluczam w dalszej perspektywie.
A jeśli chodzi o szalejącego wirusa, to muszę przyznać, że całkiem dobrze sobie radzimy – dziękuję, że pani pyta. Raczej podchodzimy do sytuacji z dystansem i spokojem, po prostu nie dajemy się zwariować. Zdecydowanie lepiej sprawdza się zaakceptowanie rzeczywistości i funkcjonowanie w niej, choć na nieco zmienionych zasadach.
O ile "Psychopata" to zastanawianie się nad tym, do czego zdolny jest ludzki mózg, o tyle Pani najnowsze wydawnictwo, które będzie miało premierę 29 lipca br. - "Nie ufam już nikomu" - to, jak czytamy we wstępnych opisach książki - fascynująca opowieść o skutkach eksperymentalnego leczenia poprzez wszczepienie chipa. Chipowanie, o którym mówi się ostatnio coraz częściej, budzi szereg wątpliwości nie tylko z punktu widzenia medycznego, ale i etycznego. Czy Pani zdaniem to nieunikniona przyszłość?
- Myślę, że tak, że właśnie do tego zmierza współczesna medycyna. Może okazać się, że szereg schorzeń będzie wręcz wymagało tego typu rozwiązań, a już z pewnością mogą przynieść one wygodę dla pacjenta i oszczędności dla służby zdrowia.
Kluczową kwestią – zresztą jak w każdej nowej terapii – będzie wypracowanie standardów, które zabezpieczą pacjentów przez niepożądanymi skutkami i niewłaściwym wykorzystaniem nowatorskich zdobyczy technologicznych. Niemniej wątpliwości nie są niczym niewłaściwym, myślę, że są nawet pożądanym elementem rozwoju, pozwalają na głębszą analizę i stwarzają pole do dwukrotnego upewnienia się, że wszystko działa, jak powinno. Nie powinniśmy się jednak obawiać nowości i zmian, są nieuniknione i przy tym potrzebne.
Chociaż mieszka Pani w Londynie już jakiś czas, akcje wszystkich Pani książek mają miejsce w Polsce - czy nie kusi Pani, aby przenieść swoje bohaterki do brytyjskiej stolicy?
- Kusi - i to bardzo. Myślę, że wcześniej czy później pojawi się taka książka. Pociąga mnie to, że będę mogła przemycić w niej swoje doświadczenia związane z mieszkaniem w tym barwnym, różnorodnym mieście. Proszę trzymać kciuki!
W takim razie czekamy! Tymczasem ma Pani za sobą aż dwie premiery książkowe w jednym roku - to godne podziwu osiągnięcie. Czy teraz zamierza Pani teraz trochę odpocząć od pisania, czy już zaczyna Pani pracę nad kolejnym thrillerem?
- Dziękuję! Otóż nie, nie myślę póki co o żadnym odpoczynku. Cały czas piszę i pracuję nad nowymi powieściami. Na chwilę obecną mogę zdradzić, że w przyszłym roku na pewno ukażą się nowe tytuły, bez zaskoczenia: thrillery medyczne!
Obie książki Klaudii Muniak ("Psychopata" i "Nie ufam już nikomu") wydało Wydawnictwo Kobiece.
źródło: https://londynek.net/
Napisz komentarz
Komentarze