Na przełomie czerwca i lipca w Warszawie miały miejsce aż dwa wydarzenia poświęcone Polonii. Pierwsze wydarzenie to VI Zjazd Polonii i Polaków mieszkających za granicą a drugie to I Światowy Kongres Edukacji i Nauki Polskiej za Granicą. Oba wydarzenia zostały zaplanowane dość nieszczęśliwie na koniec czerwca i początek lipca (wtedy to ceny biletów lotniczych są najdroższe a bliskość tych wydarzeń pozwala wyciągnąć dość logiczne wnioski, że mogły się one kanibalizować. Zjazd Polonii skrupulatnie zajął się „doborem uczestników” i do końca nie było wiadomo, kto został zakwalifikowany a kto nie. Nie bardzo wiadomy był także program Zjazdu. W przeciągu kilku ostatnich lat ilość organizacji, fundacji, stowarzyszeń zajmujących się w kraju Polonią przeżywa renesans. Trudno jednak dopatrzeć się w radach nadzorczych czy programowych rzeczywistych reprezentantów Polonii. Polska jest chyba jedynym krajem, w którym powstają takie organizacje. Inne kraje, które posiadają liczne diaspory, współpracują z nimi za pomocą swoich placówek dyplomatycznych, komunikują się z nimi a także przekazują granty na działalność. Za tym wszystkim idzie rozwój etatyzmu i przerost biurokratycznych procedur, które nie są zgodne z procedurami w krajach zamieszkania Polonii. Od kilku lat jako redaktor Kuryera Polskiego nie mogę wytłumaczyć swojej amerykańskiej księgowej, dlaczego w Polsce rozliczanie grantów można tylko porównać ze cyrkowym skokiem przez kilka rozpalonych poręczy. Ale radosna twórczość ludzi, którzy nigdy nie mieszkali za granicą właśnie polega na tym, że oni wszystko wiedzą najlepiej.
Początki współpracy rządu II RP z Polonią.
Przypominam tylko, że problem traktowania Polonii z góry i uczenia jej patriotyzmu sięga jeszcze rządów sanacyjnych, gdzie w trakcie II Światowego Zjazdu Polaków z Zagranicy 5 sierpnia 1934 r. w Warszawie grupa 40 delegatów i organizacje z USA nie wstąpiły do Światpolu organizacji skupiającej organizacje polonijne. Wtedy celem Zjazdu było założenie takiej organizacji i prowadzenie polityki zagranicznej rządu sanacyjnego przez organizację Światpol. Rządowi RP bardzo zależało na spójnej polityce zagranicznej. Dlaczego Polonia amerykańska odmówiła uczestnictwa w Światpolu? Powód był oczywisty: żadna organizacja amerykańska jakim były polskie organizacje polonijne z USA nie mogły być częścią organizacji tworzonych przez rządy powstałe w wyniku zamachu stanu jaki miał miejsce w 1926 roku w Polsce. Fakt ten wtedy został pominięty w radosnej działalności Światpolu. Zmarnowano więc lata po uzyskaniu przez Polskę niepodległości w 1918 r., gdzie władze państwowe II Rzeczypospolitej prowadziły politykę sprzyjającą polskiej emigracji. Sytuacja ulega jednak dużej zmianie po 1926, w którym sanacja dochodzi do władzy w Polsce. Jak pisze profesor Wojciech Skóra, polski historyk z Akademii Pomorskiej w Słupsku, opieka nad Polonią i obywatelami polskimi w USA uległa pogorszeniu względem lat dwudziestych, bowiem w 1922 roku działało w Stanach Zjednoczonych 6 placówek konsularnych a w latach trzydziestych tylko 3 w Chicago, Pittsburghu i Nowym Jorku, oraz ambasada w Waszyngtonie. W handlu zagranicznym Polski Stany Zjednoczone były w 1935 roku trzecim partnerem pod względem wielkości wymiany (po Wielkiej Brytanii i Niemcach). Jak na największą potęgę gospodarczą, zamieszkiwaną przez 126 milionów obywateli (w tym niemal 4 miliony Polonii), było to zdecydowanie za mało. Tyle samo konsulatów posiadała wówczas Polska we Włoszech. Przypomnijmy, że ponad 22. 000 tysięcy ochotników z Ameryki, którzy jak to wojsko spod Giewontu usłyszało granie słynnego złotego rogu z „Wesela” Wyspiańskiego, przybyło zza oceanu bić się za wolną Polskę. 70 tysięczna „Błękitna Armia” gen. Hallera była, jak na tamte czasy, świetnie wyposażona i wyszkolona. Posiadała 120 czołgów, 98 samolotów, wojska inżynieryjne, instruktorów, kawalerię, artylerię, wojska łączności, 7 szpitali polowych i bardzo wysokie morale żołnierzy. Hallerczycy przywieźli ze sobą do Polski 10.000 koni i amunicję. Dalsze losy Błękitnej Armii, to niestety wyrafinowana gra polityczna Józefa Piłsudskiego. W czerwcu 1919 r. gen. Hallera pozbawiono dowództwa nad „błękitnymi” co spowodowało, że jego żołnierze poczuli się zawiedzeni i oszukani. Zaczęto wymieniać kadrę dowódczą Błękitnej Armii na lojalnych, legionowych towarzyszy broni. Czarę goryczy przelał rozkaz z 1 września 1919 r. o całkowitym rozformowaniu armii. Poszczególne formacje weszły w skład innych krajowych jednostek wojskowych. Polscy ochotnicy ze Stanów Zjednoczonych zostali zdemobilizowani, co wywołało irytację Polonii amerykańskiej, która od początku finansowała „błękitnych”. Od marca 1920 r. do marca 1921 r. ok. 12 tys. „błękitnych” Hallerczyków odpłynęło statkami do Nowego Jorku. Sytuacja zdemobilizowanych żołnierzy Błękitnej Armii była bardzo zła. Przetrzymywanych w obozach przejściowych Hallerczyków z USA, wychudzonych z początkami tyfusu zaopiekowali się okrętowi lekarze. Sprawę dyskutowano na najwyższych szczeblach amerykańskich władz. Zajął się nią Julius Kahn kongresmen z Kalifornii i kongresmen Kleczka z Milwaukee, Wisconsin. Sprawa powrotu zdemobilizowanych ochotników poruszona została w Izbie Reprezentantów już na początku 1920 roku. Ten polityczny błąd Marszałka na lata podważył zaufanie Polonii amerykańskiej do niego, a po zamachu majowym spowodował nieufność tejże Polonii do władz w Warszawie. Spektakularne działania polskich patriotów w USA na czele z Ignacym Janem Paderewskim, doprowadziły do powstania Herbert Hoover Institution and the Organization of the American Relief Effort in Poland (1919-1923). Ta amerykańska rządowa organizacja wraz z innymi organizacjami takimi jak Polsko-Amerykański Komitet Pomocy Dzieciom, przekazała do Polski 250 milionów dolarów. W trakcie dociekań Kuryera Polskiego udało się nam dotrzeć do wyliczeń dr. Aleksandra Rytla (słynnego założyciela Związku Lekarzy Polskich w Chicago) na temat innych zbiórek finansowych dla Polski w pierwszych latach po uzyskaniu niepodległości. Przesłane do Polski na podstawie opracowania dr. Aleksandra Rytla obejmują: Fundusz Narodowy, zbiórki lokalne, paczki żywnościowe, przekazy pieniężne, wpłaty przez konsulaty, pieniądze przesłane przez banki, papiery wartościowe, polska 6% pożyczka. Dolary przywiezione przez powracających emigrantów obejmują kwotę ok 100 milionów dolarów. Dane te dotyczą tylko pierwszych lat po odzyskaniu przez Polskę niepodległości, ale musimy sobie zdać sprawę, że strumień dolarów płynął do Polski do września 1939 roku i — wg danych Banku Światowego — transfer ok. 900 milionów dolarów co roku trafia z USA do Polski. Brakuje danych o inwestycjach Polonii amerykańskiej w polską gospodarkę w tym okresie.
Ciąg dalszy można przeczytać na stronie Goniec.net
Autor: Waldemar Biniecki
Napisz komentarz
Komentarze